W moim życiu musiał wydarzyć się kryzys, żebym weszła na ścieżkę rozwoju. Kryzys przebudził mnie z koszmarnego snu, w którym odczuwałam niepokój i pustkę nawet w towarzystwie najbliższych mi osób. Odbiłam się od dna. Dzisiaj frunę gdzieś wysoko, a pustkę wypełniłam prawdziwą sobą.

.

Lekarz od ciała. Lekarz od duszy

.

W Polsce wciąż panuje przekonanie, że ktoś kto chodzi na terapię ma coś nie halo z głową, albo jest słaby psychicznie, albo mierzy się z naprawdę ogromnymi problemami. 

Zastanawiające jest to, że dbamy o nasze ciała, badamy się, chodzimy do lekarza, gdy fizycznie czujemy się słabo, a udajemy albo nie robimy nic, gdy nasza dusza i serce cierpią. A przecież one też mogą złapać jakąś infekcję, a nawet poważnie zachorować. Nie ma niczego złego ani nienormalnego w korzystaniu z pomocy psychoterapeuty. 

Powiedziałabym wręcz, że to akt odwagi. Tchórzostwem jest udawanie, że nic się nie dzieje, gdy tak naprawdę czujemy, że kotwica naszego umysłu ciągnie nas w dół. Poza tym prawda o nas samych zawsze nas dogoni. Bez względu na to jak długo postanowimy żyć w iluzji i w co będziemy uciekać. 

Jeżeli odczuwasz przeraźliwy lęk, strach, ciągłą samotność i smutek, to nie obawiaj się sięgnąć po pomoc. 

Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie.

Dziś te słowa mają dla mnie szczególną moc. Terapia pozwoliła mi otworzyć wiele drzwi mojej zagubionej duszy. 

.

Moje zyski związane z psychoterapią. Korzyści psychoterapii

.

Zwiększyłam swoją samoświadomość.

Zaczęłam interesować się tematem trudnych emocji, podświadomością oraz mechanizmami, które mają wpływ na nasz umysł i duszę. Ta wiedza pozwala mi lepiej rozumieć swoje zachowania oraz emocje. 

Kiedyś zdarzało mi się popełniać ciągle te same błędy. Raniłam tym innych, ale również siebie. Gdzieś w środku czułam, że coś jest ze mną nie tak, że nie postępuję w zgodzie z sobą, ale uciekałam zamiast mierzyć się z problemami. Dziś już wiem, że na tamten czas nie potrafiłam inaczej. Radziłam sobie tak jak potrafiłam. W praktyce oznaczało to to, że nie dawałam sobie rady. Tonęłam. Dzisiaj patrzę na tamtą Martę z czułością i miłością. Wybaczyłam jej.

Zaczęłam odpuszczać. Odpuściłam kontrolowanie.

Wcześniej za wszelką ceną chciałam, żeby bliskie mi osoby postępowały tak jak ja tego chcę. Wydawało mi się, że wiem, co jest dla nich najlepsze. Stosowałam wobec nich zakazy. A gdy coś wymykało mi się spod kontroli, załamywałam ręce. Kontrolowanie jest moją drugą naturą, a jego brak nie jest dla mnie czymś naturalnym. Wciąż uczę się odpuszczania. Ale prawda jest taka, że im bardziej starasz się kontrolować drugą osobę lub sytuację, z tym większym oporem się spotykasz. 

Jak postępuję teraz? Oddaję odpowiedzialność za cudze życie osobom, do których te życie należy. Zachęcam Cię do tego, żebyś opuściła gardę. Odetchniesz wtedy głęboko i zobaczysz jak wiele energii traciłaś na złudne poczucie kontroli. Potrzeba kontrolowania jest mechanizmem obronnym.  Większość z nas korzysta z niego, by uchronić się przed czymś, co uznajemy za zagrożenie. W rzeczywistości oznacza brak emocjonalnej zależności. Jeśli nie umiesz postępować z własnymi emocjami, usiłujesz kontrolować zachowania innych.

Zaczęłam zaspokajać swoje własne potrzeby.

Zrozumiałam, że moje serce woła o uwagę. Podczas jednej z rozmów z psychoterapeutką podkreśliłam, że czuję się samotna. Że chciałabym żeby mój mąż interesował się mną bardziej. Żeby chciał spędzać ze mną czas (umówmy się, większość z nas kobiet przynajmniej raz w życiu tego doświadczyła). 

Wtedy Pani Dorotka wyjaśniła mi zachodzący we mnie mechanizm, którym kierowałam się w relacji z mężem. To dzieci wołają o uwagę i niejednokrotnie czują się rozczarowane, gdy dorosły im jej nie okazuje. Byłam małą Martą, szukającą zainteresowania i wsparcia. Wiem, że czas z mężem nie zaspokoiłby wszystkich moich potrzeb. Uwagi i akceptacji. Sama sobie nie potrafiłam dać wsparcia, a swoje życie i samopoczucie uzależniałam od czynników zewnętrznych.

Od tego czasu zaczęłam zadawać sobie pytanie: Czego potrzebujesz, Kochana? Zrozumiałam, że cierpiałam nie dlatego, że nikt się mną nie interesuje, tylko dlatego, że utraciłam siebie. Dziś jedną z form zaspokajania moich potrzeb jest moja obecność tutaj oraz w social mediach. Dzielę się swoim doświadczeniem i świadectwem. Staram się inspirować kobiety i przy pomocy słów splecionych w zdania dawać impuls do zmiany.

Przestałam się bać i zaczęłam sięgać po więcej.

Przed przebudzeniem jedna uszczypliwość, jedna nieprzychylna opinia potrafiła sprawić, że rzucałam wszystko. Szybko dochodziłam do wniosku, że to co robię jest pozbawione sensu. Tak samo było z Pastelovą. A w środku tak mocno czułam, że ten projekt jest przestrzenią, w której chcę się realizować. Wystarczyła jedna negatywna uwaga, żebym zaprzepaściła swoje marzenia. Z ćwiczeniami na macie było podobnie. Gdy wypadałam z rytmu, już do nich nie wracałam. Dzisiaj nie robię sobie wyrzutów, jeśli ominę jeden lub dwa treningi w tygodniu. Wracam do nich z przyjemnością, bo wiem że w ten sposób dbam o swoje zdrowie.

Od ponad pół roku nie wpadłam w żaden dołek.

Moje emocje przestały mną rządzić. Zrozumiałam, że jestem kimś więcej niż emocją i myślą. Dziś zapraszam trudne emocje do swojego życia, przebywam z nimi, by chwilę później je wypuścić. Nie tłumię ich, a nawet jeśli mi się to zdarza, to szybko się reflektuję i ogarniam je. Nie chcę, by pasły się same na nieznanych gruntach mojej podświadomości i błądziły. Pragnę obdarzyć je uwagą.

Zrozumiałam, że każda negatywna emocja jest mi potrzebna.

Szczęście nie jest równoznaczne z odczuwaniem ciągłej radości. Smutek, złość, ból, strach to negatywne (choć wolę określenie: trudne) emocje, których zadaniem nie jest utrudnianie nam życia, ale ochrona go. Strach popycha nas do ucieczki, gdy grozi nam niebezpieczeństwo. W złości przyjmujemy postawę bojową. Możemy walczyć o należne prawa i chronić ich. Smutek sprawia, że płaczemy. Łzy niosą ze sobą ukojenie. Po oczyszczeniu możemy iść dalej. Każda zablokowana emocja w nas zostaje. To sprawia, że cierpimy i odczuwamy ból. Odreagowujemy go na otoczeniu, bo nie znaleźliśmy dla niego ujścia

Praca z bólem pierwotnym sprawiła, że uwolniłam dziecięcą złość, rozczarowanie, smutek i frustrację. Nie chodzę już wiecznie poddenerwowana. Mam w sobie więcej spokoju i opanowania. Drobiazgi nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Wcześniej jedno niepowodzenie potrafiło mi zepsuć nastrój na kolejne kilka dni.

Przestałam analizować każde słowo i każde zachowanie.

Przestałam się zastanawiać, co ktoś być może miał na myśli. Przestałam szukać drugiego dna, rozkminiać, i rozkładać nieskomplikowane i jasne sytuacje na czynniki pierwsze.

Zaczęłam żyć tu i teraz. Nie wybiegam zbyt daleko w przód. Nie zastanawiam się, co może się wydarzyć. Nie wymyślam 50 scenariuszy. Biorę życie jak leci. 

Uświadomiłam sobie, że jestem osobą wysoko wrażliwą. Dzięki temu potrafię się lepiej chronić. Unikam niepotrzebnych bodźców, które zabierają mi część mojej codziennej dawki energii.

Uczę się być nieperfekcyjną. Nauczyłam się ważyć priorytety. Kiedyś nie byłabym w stanie usiąść i pisać dla Ciebie wpisu, mając wokół siebie bałagan. Teraz to robię. Bo ważniejsze jest dla mnie podzielenie się z Tobą moim doświadczeniem niż posprzątanie mieszkania. Staram się być profesjonalna, ale nie dysponuję wystarczającą ilością czasu, by wszystko było dopracowane w 100%. Jestem też już nieco zmęczona, więc może zdarzyć się, że zobaczysz jakąś literówkę. Ale działam! Bo to jest dla mnie ważne!

Dbam o siebie. Więcej odpoczywam i wybieram mądry odpoczynek. Gdy jestem zmęczona wolę pójść szybciej spać niż oglądać “byle co” w telewizji do późna i wstać niewyspana.

Jestem wdzięczna za to, co mam. Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że mam gdzie mieszkać, że mam zdrową córeczkę i że otaczają mnie tacy wspaniali ludzie.

.

Niech szczęście stanie się Twoim wyborem

Nie masz wpływu na to, czy Twój mąż, mama, czy przyjaciółka, którzy być może psują Ci krew, będą szczęśliwi. Ale masz wpływ na siebie i swoje szczęście. Gdy zaczniesz się zmieniać, inne osoby też wejdą w proces przemiany. Zmiana powoduje zmianę. Gdy zaczniesz siebie szanować, inni nie wejdą Ci już na głowę. Nie pozwolisz już siebie ranić. Nauczysz się stawiać granice. I wypełnisz pustkę, którą czujesz prawdziwą sobą.

Droga do siebie nie jest łatwą ścieżką, bo opiera się ona w głównej mierze na praniu brudów oraz rozpracowywaniu traum. Przykre doświadczenia są w nas głęboko zapisane. Jeśli czegoś nie przeżyliśmy w dzieciństwie, bo rodzice nam na to nie pozwolili, to w dorosłym życiu te emocje mogą do nas wrócić z podwójną siłą. Wydarzenie minęło, warunki się zmieniły, a my ciągle na nowo przeżywamy stare emocje. Często nie potrafimy ich zidentyfikować. Tutaj potrzebna jest duża uważność i otwartość. Oraz gotowość na zmianę. SIEBIE. Nie wszystkiego i wszystkich wokół.

Każdego dnia jestem bliżej siebie. Zachwyca mnie droga, którą kroczę. Codziennie odkrywam w sobie coś nowego. W każdym doświadczeniu oraz w każdej sytuacji widzę sens i Boski plan. Od czasu, gdy przebudziłam się z koszmaru w którym tkwiłam, moje życie zaczęło napełniać się szczęściem. Mam w sobie wszystko, czego potrzebuję, by być szczęśliwą i spełnioną kobietą. Ty też!

Dziękuję, że tutaj jesteś. Że dotrwałaś do końca. Będzie mi miło, jeśli zostawisz u mnie swój ślad w komentarzu. Jeśli chciałabyś zapytać o psychoterapię lub o cokolwiek innego, śmiało – pisz! Jestem tutaj dla Ciebie.